Behzad Karim Khani o roli Niemiec w Strefie Gazy: „Wina ogłusza i zabija sens”

Na nagraniu widać mężczyznę w średnim wieku, który budzi się rano, przeciąga się i wychodzi na taras. Idzie do ogrodu, zbiera zioła, robi tartę brzoskwiniową i dzieli się nią z kimś. Głaszcze psy na kanapie, wystawia karmę dla ptaków lub wiewiórek w ogrodzie, patrzy na kwiat z filiżanką herbaty w dłoni i przechadza się między drzewami na swojej posesji. Całość jest osnuta wokół utworu „Sunrise” Norah Jones.
Moja dziewczyna mi to wysłała. A pod spodem napisała: Ty, kiedyś...
Publikuję to ponownie pod moimi relacjami. Mój podpis: „Ja, rano, kiedy dowiedziałem się, że gazeta Bild rozpoczęła kampanię przeciwko mnie”. A pod spodem piszę: „Cele życiowe”.
Kiedy przyjaciel pyta mnie, czy tak się stało, odpowiadam: Nie. Nie jestem wystarczająco sławny.
Pytanie jest jednak w pewnym stopniu uzasadnione, ponieważ Bild właśnie zaatakował dwustu „pracowników kultury” w typowo niedorzecznym artykule, nazywając ich nieprofesjonalnymi, ponieważ w petycji sprzeciwili się śmierciom w Strefie Gazy i zażądali zaprzestania dostaw broni do Izraela .
Bild wypełnia swój wewnętrzny obowiązek wobec IzraelaOczywiście, ja też podpisałem, piszę do przyjaciela. Ale dopiero po tym, jak dowiedziałem się, że Bild zrobił to, co Bild musiał zrobić. Bo wiele osób o tym nie wie: umowy o pracę Springera zawierają tak zwaną klauzulę izraelską. Krótko mówiąc, oznacza to, że pracownicy wydawcy są zobowiązani do obiektywnego relacjonowania wydarzeń na Bliskim Wschodzie, a Bliski Wschód obejmuje wszystko od Afganistanu po Neukölln. W czasie wojny klauzula ta oznacza również bezkrytyczne i posłuszne kopiowanie propagandy prawicowego, radykalnego i faszystowskiego rządu. Podpisując ją, każdy pracownik rezygnuje w ten sposób z części swojej dziennikarskiej godności.
W związku z tym nie jest nawet jasne, czy autorka tekstu ma na myśli to, co pisze, czy po prostu cieszy się z pracy i chciałaby ją utrzymać. Artykuł jest... cóż mogę powiedzieć... artykułem z gazety Bild. Czytam go dopiero dziś, by wypełnić swój obowiązek. I zdaję sobie sprawę: obawy autorki o swoją pracę byłyby co najmniej uzasadnione. To tekst wypełniający i tekst do wypełniania luk, który, z kilkoma zmiennymi, pojawia się w Bildzie dwa razy w tygodniu, jak się wydaje. Jedną z luk do wypełnienia jest miejsce, w którym pojawia się nazwisko autorki. Poza tym ChatGPT mógłby faktycznie zrobić to lepiej. Na przykład można by poeksperymentować z tonem głosu lub przeprowadzić weryfikację faktów, której – jak wspomniałem, Bild – tutaj brakuje.
Skandal, który próbuje tu wywołać autor, jest tak błahy, że zareagowałbym na niego dokładnie tak, jak człowiek z filmu. Idźcie nakarmić wiewiórki. Prawdziwy skandal jest o wiele większy. Słoń w redakcji brzmi: dlaczego było ich tylko dwieście? I dlaczego dopiero teraz?
Amerykański kolega pisarz, który również podpisał petycję, pisze do mnie: Za mało i o wiele za późno. Dziś reprezentowanie tego stanowiska kosztuje niewiele. I „Bild” też nic z tym nie zrobi. Wszyscy sygnatariusze będą żyć jak dotychczas i nadal będą otrzymywać swoje zadania. Nikt nie zostanie anulowany.
„Pewnego dnia wszyscy zawsze będą temu przeciwni” to tytuł książki Omara El Akkada. Odpowiadam koledze: „Pewnego dnia wszyscy zawsze będą temu przeciwni” jest już teraz!
Cmentarz dniPotem piszę do poety z Gazy, Raeda. Od czasu do czasu wymieniam z nim pomysły, a czasem nawet udaje mi się wysłać mu trochę pieniędzy. On i jego rodzina również otrzymują tantiemy za ten artykuł. W tym samym czasie trwa druga tura zbierania podpisów. Jest ich już około 360. Piszę:
„Drogi Raed,
mój kolego pisarzu!
Po wszystkim, przez co musieliście przejść w ciągu ostatnich kilku miesięcy, po wszystkim, przez co przechodzicie w tych godzinach, i po wszystkim, przez co będziecie musieli przejść, i po wszystkim, za co Niemcy, jako społeczeństwo i jako jednostki, są współodpowiedzialni, zaledwie 360 osób podpisało w ciągu ostatnich kilku dni list protestacyjny przeciwko ludobójstwu, którego zostaliście ofiarami, przeciwko głodzeniu waszych dzieci. Duża część z nich nie powiedziała o tym absolutnie nic aż do zeszłego tygodnia. Znam waszą sytuację. Sytuację waszej rodziny. Wiem, że to kwestia dni. Gdybyście mieli coś do powiedzenia i moglibyście to opublikować, co by to było?
Jego odpowiedź brzmi:
„Drogi Behzadzie,
W tych dniach czuję na sercu ciężar, którego ledwo mogę udźwignąć. Marzę tylko o bezpieczeństwie, o tym, żeby być najedzonym, o tym, żeby moje córki śmiały się każdego ranka – a nie żeby płakały, bo nie mogę im dać chleba.
Jestem zmęczony, bardzo zmęczony, dręczą mnie lęki, które nie dają mi spać. Żyję jak na cmentarzysku dni i nie wiem, jak długo starczy mi sił.
Chcę się obudzić przy dźwięku śmiechu, a nie pustych łez moich córek odliczających godziny do chleba.
Tęsknię za porankiem, gdy głód nie zastanie mnie przy stole, a bezpieczeństwo nie będzie pożyczonym marzeniem, które może mi dać tylko sen.
Tutaj każdej nocy jest trumna, każdego ranka pytanie: Czy doczekamy kolejnego dnia?
Strach pochłania resztki mojego snu. Tonę w ciemności, niosąc w sobie wzrok moich dzieci – pusty jak ich talerze.
Nie mogę już oddychać na tym cmentarzu. Świat musi się otworzyć – żebyśmy mogli żyć, żebyśmy mogli się rozwijać, żebyśmy mogli się śmiać, nie prosząc o chleb.
Raed"
Nie napisał ani jednego słowa o podpisach, o sygnatariuszach, o Niemczech.
Odpowiadam mu:
„Nie budzimy się głodni, Raed.
Nasza poduszka nazywa się poczucie winy. I nie wiem, która jest lepsza.
Nasza noc nie jest trumną,
To wanna. A wszyscy myślą, że napełnili ją czymś innym.
Obojętność. Cynizm. Idiotyzm. Ignorancja. Banał.
Ale to zawsze twoja wina, Raed.
To zawsze jest poczucie winy.
Nie wiem, co robi z człowiekiem głód.
Wina w każdym razie ogłusza. Zabija zmysły i umysł.
Budzę się i przeglądam ciała martwych dzieci.
To mój rytuał. Moja poranna modlitwa.
Mój syn ma czternaście lat i widziałem go martwego tysiąc razy.
Wiem, jak wyglądałoby jego ciało, gdyby nie było w nim życia.
Jak wyglądałyby jego kończyny, jego twarz.
Mam zmarszczkę między brwiami, Raed.
Nazywam to Gazą.
Wczoraj Niemcy wstrzymały eksport broni do Izraela , jakby Merz czekał tylko na prośbę wybitnych osobistości świata kultury.
Ktoś przysłał mi kolejny filmik. Widać na nim Ursulę von der Leyen wygłaszającą przemówienie. Przerywają jej zaczepki ze strony aktywisty pro-palestyńskiego lub pokojowego. Kiedy dwóch policjantów wykręca mu rękę za plecy i go aresztuje, Ursula krzyczy za nim, że ma szczęście, że żyje w kraju, w którym istnieje prawo do wolności słowa. W Rosji już by go aresztowali.
I myślę sobie, że moje słowa: „Wina w każdym razie czyni człowieka głuchym. Zabija zmysły i umysł” są chyba bardziej dosłownie, niż zamierzałem.
Berliner-zeitung